Ja doskonale pamiętam jak w 2014 roku chciałem zdobyć pozwolenie na broń. Za radą śp 9x19 chciałem zrobić 2 pozwolenia i dopuszczenie, ale nie było we Wrocławiu żadnego stowarzyszenia kolekcjonerskiego.
Odezwałem się do kolegów ze śląska, którzy żalili się na internecie jak to ich WPA przeczołgało setki dni z decyzjami. Do tego postulaty o propagowaniu strzelectwa, rozwoju branży, itp. Właśnie kogoś takiego szukałem, prawda? Więc zadzwoniłem i mówię, że strzelam w klubie, chcę zrobić też to drugie pozwolenie. A oni mi na to, że muszę być na 1-2 targach broni, zapłacić 100 zł wpisowego i 100 zł składki, a także dobrze byłoby mieć dwóch wprowadzających.
To nie było komunistyczne stowarzyszenie z brzuchatym prezesem, tylko niby "nowa jakość", osoby które chcą poszerzać dostęp. Tak wygląda nowa jakość?
Nie. Tak wygląda krótkowzroczność i hipokryzja. Nie podaję nazwy, ani szczegółów, bo nie chodzi o napiętnowanie tego jednego przykładu, tylko o zauważenie, że tak jest ZAWSZE, gdy tylko ludzie mogą tak traktować "zielonych". A raczej było, bo obecnie nikt już w Polsce nikomu nie robi łaski, że go przyjmie do grona kolekcjonerów, namaszczając pieczątką.
Zadbałem o to, bo to było paskudne uczucie i dopóki mogę coś z tym zrobić, to nikt więcej go nie doświadczy. Nikt nie powinien zwykłych ludzi przeczołgiwać, egzaminować z zainteresowania bronią, ani nic z tych rzeczy. I teraz już nikt w Polsce tego nie zrobi, a stowarzyszenia kolekcjonerskie muszą coś rzeczywiście ROBIĆ, żeby ludzie się chcieli zapisać. I tak powinno być.
Przymus należenia do stowarzyszeń sprawia, że prezesi tracą głowę. Skoro do niego dzwoni codziennie nowa osoba, że chce wejść do grona (bo gdzieś wejść musi), to on się nie musi starać. Dzwonią przy składce 100 zł? To pewnie będą dzwonić i przy 300 zł. A nawet jak zadzwoni 50% mniej ludzi, to pieniędzy jest tyle samo (lub więcej), a roboty dużo mniej. Pogarszanie obsługi się OPŁACA, bo co roku do strzelectwa chce wejść kilkaset osób z okolicy, którzy gdzieś muszą się dostać.
Przymusu nie może być, jeśli chcemy mieć nowoczesne, rozwijające się kluby zamiast hurtowni papierów i udawania. Musimy oprzeć strzelectwo na ruchach oddolnych, dobrowolnych i skupionych na swoich członkach, a nie na rosnącym budżecie i rosnącej władzy prezesów.
Przymus sprawia, że gdy ludzie pukają do drzwi klubów, to są traktowani jako zło konieczne. Bo jak nie Kowalski, to za nim jest Nowak, czy Kochanowski, czy Piotrowski. Nie ma żadnej motywacji do robienia czegokolwiek więcej niż byle jakie zawody (byle szybciej! byle więcej!) dla kasy i odfajkowania. To jest fikcja, strata czasu i pieniędzy.
Nie możemy w ten sposób zbudować nowej jakości. Działam, żeby ograniczyć lokalnym monopolom i "klubom minimum" (papier za złotówki) możliwości nieskrępowanego czerpania profitów. Ktoś bierze od Ciebie 300 zł za papier i kiepską obsługę? Braterstwo policzy 5 razy mniej i postaramy się odpisywać na maile. Ktoś nie chce Ci podbić zaświadczenia, bo masz "za krótki staż", "za mało startów w zawodach" (płatnych)? W Braterstwie zaświadczenie wystawiamy na Twoje żądanie (a nie prośbę!) w ciągu 2 dni.
Nawet najbardziej zabetonowany klub musi wiedzieć, że ich władza nie jest kompletna, że ludzie z każdej, nawet najmniejszej wsi mają inny wybór i mogą przeskoczyć.
Ale nie zapominajmy, że Braterstwo (w swojej odsłonie masowej, ogólnopolskiej) to jest rozwiązanie problemu ustawowego, prawnego. Sztucznie wytworzonego przez ustawodawcę. W normalnym systemie prawnym nie byłoby konieczności robienia takiej masowej konkurencji, bo nie istniałyby powody dla których jakakolwiek kiepska organizacja w ogóle będzie nabierała członków.
Dodatkowo, ogromne organizacje, takie po 3000 i więcej członków tworzą prób przeciągania np prawa na ich korzyść, czy takiego które im bardziej pasuje. Jest to zbyt silny byt w naszym małym środowisku, co jest niebezpieczne dla prawidłowego rozwoju całej branży. Przepisy powinny być takie, żeby nie było powodu do tworzenia takich sztucznych molochów.
Robiąc przymus należności sprawiamy, że tysiące członków pójdą tam gdzie jest lepszy marketing i nieco sprawniejsza biurokracja. Nie będzie czasu na powolne tworzenie klubów i stowarzyszeń, bo te setki ludzi będzie chciało zapisać się od jutra. Dlatego ten przymus wzmacnia najbardziej duże, znane i popularne stowarzyszenia, przyciągając do nich nieproporcjonalnie więcej strzelców niż do małych.
Marketing i biurokracja nie powinny być decydującymi czynnikami dla przyszłych strzelców. Jeśli przynależność jest dobrowolna, to ludzie nie zapiszą się do stowarzyszenia, które jest 400km od nich i daje im głównie papier (niezależnie od tego, ile aktywności to stowarzyszenie organizuje u siebie w mieście), tylko albo zapiszą się do istniejącego, albo po prostu nie zapiszą się nigdzie (i to też jest OK). Dzięki temu kiepska organizacja pozostanie mała i bez przesadnego wpływu na otoczenie. To dużo lepsze niż wrzucanie tam setek ludzi, którzy później muszą kombinować jak wytrzymać coraz to nowsze pomysły.
Jeśli mamy przymus należenia (a na razie mamy i teraz też jest nam ze stron dużych organizacji zachwalany) to przynajmniej musi być konkurencja na rynku stowarzyszeń. Prawdziwa konkurencja, która wymusi poprawę usług i skupienie się na potrzebach członków. Jest bardzo ważne, aby otwierało się więcej stowarzyszeń strzeleckich. Nie oddziałów pod jednym szyldem, bo McDonaldyzacja to jest budowanie kolejnego monopolu, tylko nowe: małe i średnie, całkowicie niezależne organizacje. Duży klub z tysiącami członków to jest PATOLOGIA systemu i mówię to jako kierownik największej w Polsce organizacji strzeleckiej. Nie tędy droga. Musimy budować stowarzyszenia oddolne, lokalne, zgrupowania przyjaciół, którzy nie będą się kasować 100 zł za papier, tylko będą razem się dobrze bawić.
Dlatego apeluję do każdego kto strzela i nie boi się działać: otwierajcie własne organizacje. Nie wchodźcie w porozumienia jako "oddziały" organizacji kogoś innego, bo to jest ogromne ryzyko i próba przejęcia Waszej pracy pod jednym szyldem. Zakładajcie od zera swoje.
System jest tak skonstruowany, żeby to było trudne: KRS, licencja WZSS, licencja PZSS, wymogi formalne. Trwa to 6-12 miesięcy. Właśnie dlatego często lepiej działać pod czyimś szyldem, bo oni dysponują już tym zaklętym papierem i można od razu zacząć robić, zamiast czekać na urzędy. Ale to ślepa uliczka, wchodzenie na własną prosbę do łóżka z ludźmi, którzy nie mają takich samych celów lokalnej działalności jak Ty.
Trochę pomagam w ominięciu tych przeszkód (dzięki czemu możesz zacząć działać od jutra, a w ciągu kilku miesięcy jak papiery dogonią rzeczywistość to się odcinasz i jesteś 100% samowystarczalny), więc jest już alternatywa dla "parasola ochronnego" dużej organizacji.
Inkubator klubów sportowych powstał właśnie po to, żeby była inna możliwość działalności niż wchodzenie do korporacyjnej struktury (w sensie hierarchii i zdalnego kierownictwa). Mam szczerą nadzieję, że uda się spowolnić franczyzowanie środowiska strzeleckiego.
Pożądaną sytuacją jest 2-3 tysiące klubów sportowych w Polsce, w każdym po 200-500 osób. Oczywiście w dużych miastach to będą nieco liczniejsze organizacje, ale żadnych hurtowni sportowców, czy kolekcjonerów. Żadnej organizacji, która jest w każdym mieście i która nabiera masy krytycznej, pozwalającej do coraz szerszego sterowania środowiskiem. Bez ajentów jak Żabka. Małe, sprawne, fajne, lokalne stowarzyszenia.
Takie stowarzyszenia mogą się oczywiście zrzeszać, np w coś na kształt NRA, co ma służyć wyłącznie do obrony ich interesów. Ale to koniec. Wszystko inne powinno być niezależne i niepowiązane, żeby była ostra konkurencja, prześciganie się w dobrych pomyslach (np elektroniczna książka strzelnicy w KSI?) i dbanie o członków.
PS. ta wypowiedź nie ma wiele wspólnego ze Zbrojownią, jakoś tak mnie akurat wypowiedź tomkawrocławskiego zmotywowała do pisania.