Dedykuję Kolegom, którym taka sytuacja pierwszy raz się przytrafi:
Na początek wziąć dwa głębokie wdechy na uspokojenie
A uprzednio zaopatrzyć się w:
- klucz do kominków
- strzykawkę z igłą i wodą
- mosiężny pręt fi 4mm o dł ok 8 cm
- szydło z mosiężnego drutu fi 1 mm
- gruby na 5 mm krążek gumy o średnicy odpowiadającej średnicy bębna lub nieco większej z otworem fi 4-5mm
- mały młotek
- małe mosiężne ostrze na wzór nożyka do zdejmowania kapiszonów zrobione z mosiężnego płaskownika
W razie niedobicia ze względu na nadmiar prochu, wskazane jest faktycznie ścięcie kulki nożykiem i odstrzelenie gada. Jeśli jednak zdarzy się wada w postaci wilgotnego prochu, zawilgniętgo/wadliwego kapiszona czy ew. niewsypania prochu, proponuję, co następuje:
- lufa broni BEZWZGLĘDNIE skierowana w kulochwyt
- kurek w pozycję bezpieczną
- zdemontowanie w miarę możliwości kapiszonów, trzymając pukawkę w kierunku kulochwytu
- po zdjęciu kapiszonów zalanie komór wodą ze strzykawki i odczekanie ok. 2-3 minut.
- wykręcenie kominka, wydłubanie mokrego prochu
- zdemontowanie bębna
- przez otwór w gumie
przekładamy mosiężny pręt fi 4mm, wkładamy w komorę od strony gniazda kominka, bierzemy w lewą łapę i traktujemy uzbrojoną w młotek prawą łapą z wyczuciem. Kulka z pewnością da się wybić.
Przećwiczone praktycznie na kolcie i remingtonie
P.S.
Nie proponuję dosypywania prochu przez gniazdo kominka. W tej kwestii zawsze są dwa uda. Albo się uda, albo się nie uda.
666... 6 komór, 6 kul, 6 strzałów...