domowe przedłużenie żywotności kulochwytu
: 16 czerwca 2018, 19:02
Mój sfatygowany kulochwyt postanowiłem wymienić na nowy.
Żaden z popularniejszych tanich kulochwytów nie jest dostatecznie trwały dla wiatrówek do 16J (u mnie nawet nie sprawdził się stożkowy). Po jakichś 3000 strzałów wybiłem w środku dziurę. Aby nowemu przedłużyć znacząco żywotność, postanowiłem za radą jednego kolegów z forum, założyć na jego tył kilkumilimetrową płytę ołowianą. Kit balistyczny skreśliłem ze względu na to, że nie ma potem co zrobić z kitem ze śrutem. A ponadto trzeba go wymieniać. Zaletą zaprezentowanego tutaj rozwiązania jest to, że płytę da się poddać recyklingowi i odnowić raz jeszcze przetapiając ołów.
Zaletą ważniejszą od ekologii jest fakt, że śrut zatapia się w ołowiu i nie rykoszytuje, nie rozpada. W całości zatapia się w płycie. Kulochwyt staje się również zdecydowanie cichszy (uderzenie plastyczne). Wcześniej temat został przeze mnie sprawdzony w mniejszej skali, ale z estetyką nie miał nic wspólnego, stąd decyzja o zrobieniu roboty "zgodnie ze sztuką".
Do realizacji potrzebowałem:
- nowego kulochwytu na tarczki 14x14cm (26 zł z netu)
- ołowiu pozbieranego z kulochwytu (z kilo),
- płyty meblowej (nieużyta półka),
- listewki 5x1cm długości 1m (5zł z supermarketu),
- palnika turystycznego z butlą (sprzęt z wypraw rowerowych),
- kuchennej folii aluminiowej 20cm długości,
- kilku wkrętów do drewna,
- okrągłego pudełka 10cm średnicy z pokrywką, które zastąpiłi mi tygiel,
- łyżeczka do herbaty,
- ołówek i linijka (w zastępstwie miarki),
- klucz mors (mogłyby go zastąpić kombinerki),
- noża (do podważania),
- osełki (zamiast drewnianego klocka lub kostki brukowej .
Z narzędzi użyłem:
- wkrętarka akumulatorowa,
- wiertła do drewna 10-kę,
- wiertła do metalu 2; 6,5; 8-ka,
- piłki ręcznej;
- młotka ćwierćkilowego.
Całość zajęła mi 45 minut. Dłużej chyba sprzątałem po robocie .
UWAGA! Opary ołowiu są rakotwórcze. Nie wolno pracować z ołowiem w źle wentylowanych pomieszczeniach i bez odpowiednich masek. Na dworze należy zachować dystans i unikać wdychania oparów. Kontakt ograniczyć do minimum. Należy dokładnie umyć RĘCE po skończonej zabawie z ołowiem.
Śrut umyłem pod wodą by usunąć resztki papieru i odpryśniętej farby z kulochwytu. Rozrysowałem wymiary płyty ołowianej na desce. Odrysowałem również otwory "do zawieszania" kulochwytu, dla których miałem inne zadanie (o tym niżej). Przyjąłem wymiary płyty 13,1cm x 13,5cm. Na końcu okazało się, że są one MAKSYMALNE. Dwa milimetry więcej i musiałbym rozginać blachę kulochwytu by go włożyć. Potem pociąłem listewki. Zrobiłem próbny montaż i wywierciłem odrysowane otwory. Zaznaczyłem na deseczkach miejsca styków ramki.
Potem położyłem blachę aluminiową...
...i przycisnąłem ją deseczkami.
Otwory ujawniłem wygniatając blachę, którą w tym miejscu przerwałem.
Na palniku rozgrzałem ołów. Mimo, że mój improwizowany tygiel był wypełniony po wierzch ołowiem, to okazało się że było w nim dużo powietrza. W trakcie topienia musiałem dodać go prawie tyle samo co było w tyglu. Po ok. 10min. ołów zaczął bulgotać. Łyżeczką wyjąłem brudy - z wierzchu i z DOŁU tygla uzyskując piękną masę przypominającą rtęć (kolor i płynność).
Płynnym metalem zalałem formę.
Po ok 15min. ołów wciąż był gorący ale zdecydowałem o "rozszalowaniu" formy. Okazało się, że przy użyciu noża bez problemu dało się oddzielić płytę od wyłożonej aluminium formy. Płytę przeniosłem przy użyciu morsa pod bieżącą wodę i ją schłodziłem.
Po schłodzeniu włożyłem ją do kulochwytu
Używając młotka zabiłem wystające końcówki (w miejscach zawieszenia kulochwytu), by ją trwale połączyć. Wymagało to użycia czegoś z drugiej strony - pod ręką miałem osełkę do ostrzenia noży.
Potem zostało wywiercenie otworu do montażu na tripodzie z aparatu. Nieco przesunięty w stosunku do środka geometrycznego, w prawdopodobny środek ciężkości ...
Efekt końcowy poniżej.
Wydaje mi się, że przy tak ograniczonych środkach i w tam krótkim czasie efekt zadowalający a komfort strzelania - nigdy nie będzie tak dobry.
Żaden z popularniejszych tanich kulochwytów nie jest dostatecznie trwały dla wiatrówek do 16J (u mnie nawet nie sprawdził się stożkowy). Po jakichś 3000 strzałów wybiłem w środku dziurę. Aby nowemu przedłużyć znacząco żywotność, postanowiłem za radą jednego kolegów z forum, założyć na jego tył kilkumilimetrową płytę ołowianą. Kit balistyczny skreśliłem ze względu na to, że nie ma potem co zrobić z kitem ze śrutem. A ponadto trzeba go wymieniać. Zaletą zaprezentowanego tutaj rozwiązania jest to, że płytę da się poddać recyklingowi i odnowić raz jeszcze przetapiając ołów.
Zaletą ważniejszą od ekologii jest fakt, że śrut zatapia się w ołowiu i nie rykoszytuje, nie rozpada. W całości zatapia się w płycie. Kulochwyt staje się również zdecydowanie cichszy (uderzenie plastyczne). Wcześniej temat został przeze mnie sprawdzony w mniejszej skali, ale z estetyką nie miał nic wspólnego, stąd decyzja o zrobieniu roboty "zgodnie ze sztuką".
Do realizacji potrzebowałem:
- nowego kulochwytu na tarczki 14x14cm (26 zł z netu)
- ołowiu pozbieranego z kulochwytu (z kilo),
- płyty meblowej (nieużyta półka),
- listewki 5x1cm długości 1m (5zł z supermarketu),
- palnika turystycznego z butlą (sprzęt z wypraw rowerowych),
- kuchennej folii aluminiowej 20cm długości,
- kilku wkrętów do drewna,
- okrągłego pudełka 10cm średnicy z pokrywką, które zastąpiłi mi tygiel,
- łyżeczka do herbaty,
- ołówek i linijka (w zastępstwie miarki),
- klucz mors (mogłyby go zastąpić kombinerki),
- noża (do podważania),
- osełki (zamiast drewnianego klocka lub kostki brukowej .
Z narzędzi użyłem:
- wkrętarka akumulatorowa,
- wiertła do drewna 10-kę,
- wiertła do metalu 2; 6,5; 8-ka,
- piłki ręcznej;
- młotka ćwierćkilowego.
Całość zajęła mi 45 minut. Dłużej chyba sprzątałem po robocie .
UWAGA! Opary ołowiu są rakotwórcze. Nie wolno pracować z ołowiem w źle wentylowanych pomieszczeniach i bez odpowiednich masek. Na dworze należy zachować dystans i unikać wdychania oparów. Kontakt ograniczyć do minimum. Należy dokładnie umyć RĘCE po skończonej zabawie z ołowiem.
Śrut umyłem pod wodą by usunąć resztki papieru i odpryśniętej farby z kulochwytu. Rozrysowałem wymiary płyty ołowianej na desce. Odrysowałem również otwory "do zawieszania" kulochwytu, dla których miałem inne zadanie (o tym niżej). Przyjąłem wymiary płyty 13,1cm x 13,5cm. Na końcu okazało się, że są one MAKSYMALNE. Dwa milimetry więcej i musiałbym rozginać blachę kulochwytu by go włożyć. Potem pociąłem listewki. Zrobiłem próbny montaż i wywierciłem odrysowane otwory. Zaznaczyłem na deseczkach miejsca styków ramki.
Potem położyłem blachę aluminiową...
...i przycisnąłem ją deseczkami.
Otwory ujawniłem wygniatając blachę, którą w tym miejscu przerwałem.
Na palniku rozgrzałem ołów. Mimo, że mój improwizowany tygiel był wypełniony po wierzch ołowiem, to okazało się że było w nim dużo powietrza. W trakcie topienia musiałem dodać go prawie tyle samo co było w tyglu. Po ok. 10min. ołów zaczął bulgotać. Łyżeczką wyjąłem brudy - z wierzchu i z DOŁU tygla uzyskując piękną masę przypominającą rtęć (kolor i płynność).
Płynnym metalem zalałem formę.
Po ok 15min. ołów wciąż był gorący ale zdecydowałem o "rozszalowaniu" formy. Okazało się, że przy użyciu noża bez problemu dało się oddzielić płytę od wyłożonej aluminium formy. Płytę przeniosłem przy użyciu morsa pod bieżącą wodę i ją schłodziłem.
Po schłodzeniu włożyłem ją do kulochwytu
Używając młotka zabiłem wystające końcówki (w miejscach zawieszenia kulochwytu), by ją trwale połączyć. Wymagało to użycia czegoś z drugiej strony - pod ręką miałem osełkę do ostrzenia noży.
Potem zostało wywiercenie otworu do montażu na tripodzie z aparatu. Nieco przesunięty w stosunku do środka geometrycznego, w prawdopodobny środek ciężkości ...
Efekt końcowy poniżej.
Wydaje mi się, że przy tak ograniczonych środkach i w tam krótkim czasie efekt zadowalający a komfort strzelania - nigdy nie będzie tak dobry.